Forum mini-Klubu Nastoletnich Pisarek-Amatorek

**************


#1 2008-07-25 13:35:02

Pustynia

Nowy użytkownik

Punktów :   

With rhythm of music - pisane przez Pustynię.

Równomierny stukot kopyt, które uderzały o kamienną drogę. Odbijał się on echem po zamkowym dziedzińcu.
Jeźdźcy wstrzymali rumaki i zeskoczyli z ich grzbietów. Kary ogier zarżał niespokojnie i obejrzał się w poszukiwaniu wyjścia. Jego właściciel mocno pociągnął za lejce i warknął, by zachował spokój.
Jeden z trójki przejezdnych ruszył dalej, uprzednio wiążąc zwierzę przy poidle. Czarne szaty powiewały na stłumionym wietrze, obcasy wybijały niezmienny rytm. Czerwony smok wyszyty na plecach wyglądał jak prawdziwy.
Mężczyzna podszedł pod wysokie, kręte schody i rozejrzał się.
Wieża w każdym rogu placu, wysokie mury dookoła, po środku niewielki zbiornik z wodą dla koni. Przy bramie stała czwórka strażników, na wale przechadzali się wartownicy z kuszami.
Rozległ się cichy śpiew. Jeździec automatycznie dotknął pochwy, jednak nie znalazł klingi. Miecz błyszczał teraz w rękach jednego z mężczyzn broniących zamku.
Świergot nasilał się. Nie był to ludzki głos. Ten brzmiał łagodnie, niespotykanie. Nagle ucichł, a jego zakończenie poprzedził głuchy łomot i krzyk.
Jeździec poczuł na swoim ramieniu delikatną dłoń. Odwrócił się i ujrzał swoją towarzyszkę. Na jej twarzy błyszczały łzy. Drżała, policzki pobielały. Całe jej ciało straciło radosną aurę. Nawet diamenty naszyte na suknię straciły swój blask.
Nie wiedział co począć. Dusza domagała się pocieszenia, ale mózg stawiał twarde zasady.
- Nie płacz... - wydusił i szybko zaczął wchodzić po kamiennych stopniach.
Elfka i jej przyjaciel zostali na dole i oczekiwali.
Konie rżały donośnie, stukały kopytami o bruk. Gdzieś przebiegł bury kot, zawył i prychnął.
Dziedziniec nie był przyjazny, przeciwnie - wszystko zrobione z czarnego, zimnego kamienia. Połyskliwe, odstraszające. Każda mysz straszyła jak potężny, szarżujący jeleń. Wszystkie smutki brzmiały jak szloch.
Stach bił w oczy, czuć było go w powietrzu. Jak swąd padliny, która niszczy wszystko w okół siebie.
- Merre? - rozległ się cichy szept, który odbił się echem od kamiennych murów.
- Słucham Elfko Desertin - odrzekł mężczyzna, podszedł do wodopoju i usiadł na jego krawędzi.
Elfka podążyła za nim. Długa szata ciągnęła się po ziemi, brudząc złotą nicią wyszywany dół. Srebrny sznur korali zawiązany w pasie zamigotał. Desertin pogłaskała kasztanowego konia i oparła się o niego. Stworzenie zarżało i schyliło ponownie głowę ku wodzie.
Zawiało, ciemne okiennice zahuczały. W powietrze uniósł się kłąb dymu.
- Czy to nie dziwne, że odwiedzam moich pobratymców w więzieniu, aby jeszcze bardziej uszkodzić ich dusze? Przecież to ich tak boli... - powiedziała ze smutkiem w głosie i otarła oczy.
Merre przytaknął i zwrócił głowę ku schodom, z których schodził jego dobry znajomy ze strażnikami. Każdy z nich ubrany w czarną zbroję, do pasa mieli przytroczone miecze, które osłaniały skórzane pochwy.
- Oni nas oprowadzą - rzekł beznamiętnie, ale gdy spojrzał na elfkę uśmiechnął się pocieszająco.
Jeden ze zbrojnych ruszył przodem w kierunku małych, drewnianych drzwi. Wyglądały dość niepozornie, jednak zostały umocnione magią, co wyczuwało się w powietrzu. Otworzyły się same, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Ukazał się im wąski, czarny korytarz - gdzieniegdzie wisiały pochodnie, dym, który wydawały był dziwnie smolisty. Podłoga została wyłożona sianem, jednak ono przesiąkło wilgocią zostawiając mokre błoto. Było tam duszno, parno i - jak zauważyła Desertin - bardzo przygnębiająco.
- A panienka się nie boi? - zaszydził najstarszy ze straży.
- Ani trochę!
Pod nogami elfki przebiegła mysz, ale ona uśmiechnęła się pobłażliwie.
Palcami muskała ścianę, która zarosła już miękkim mchem. Po kilkunastu metrach podróży poczuła, że dotyka zimnych krat. Odruchowo odwróciła w tamtym kierunku głowę i ujrzała ciasne lokum bez okien. Na ziemi leżała trójka więźniów. Mieli związane nogi, a ich stroje były poszarpane, brudne, całe we krwi.
- Oto nasi pierwsi więźniowie - powiedział jeden z oprowadzających i parsknął śmiechem - warunki mają doskonałe, nieprawdaż panienko?
- Przestań się z nią droczyć - wyszeptał przez zęby Merre i otoczył ramieniem elfkę, która wycierała policzki, na których błyszczały łzy.
Ruszyli dalej.
Z każdą wnęką była coraz bardziej przygnębiona. Często wśród ludzi rozpoznawała elfy, które jeszcze kilka lat temu żyły z nią pod jednym dachem. Dla niej była to walka przeciwności. Stanęła po stronie wroga, bo się bała, a jej rodzinę spalono. Często zastanawiała się po co żyje. Bez nich nie było już sensu...

Minęły cztery godziny nim wyszli na powierzchnię ciągnąc za sobą wychudłe ciało. Młoda, jednak wychudzona i zabiedzona elfka słaniała się za nimi. Jasne włosy sięgały do pasa, wiły się niesfornie. Na rękach trzymała małe zawiniątko.
- Chodź, jesteś nam potrzebna!
Trójka jeźdźców znów dosiadła koni i ruszyli. Zakładniczka siedziała przy Desertin i wtulała się w koc.
Z zaciekawieniem oglądała świat - nie widziała go od dwunastu lat. nie widziała życiodajnego słońca, kwiatów, nie czuła ich zapachu.
- To jakby narodzić się na nowo! - wykrzyknęła radośnie i roześmiała się.
- To prawda... - przytaknęła elfka, a o chwili dodała o wiele ciszej - jednak ja nadal nie żyję.

Taki początek ^^.
Czekam na osssstrrrrą krytykę.

Ostatnio edytowany przez Pustynia (2008-07-25 17:17:31)


"Wędruj, wędruj złota auro,
znajdź swe przeznaczenie.
Ukryj w myślach senna maro,
moje ulotne marzenie. "

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.gikc.pun.pl www.hogwartonline.pun.pl www.jandbtranss.pun.pl www.pokemon-crystal.pun.pl www.pokemon-fan-gra.pun.pl